poniedziałek, 8 sierpnia 2016

o mojej mlecznej drodze

Jak karmię? Piersią na żądanie. Czyli wtedy kiedy synek jest głodny, kiedy jest mu źle i po prostu tego potrzebuje. Nasza droga do bezproblemowego karmienia nie była usłana różami. W głowie cały czas miałam porażkę przy karmieniu piersią Lili. Dodatkowo na początku ból był dla mnie nie do zniesienia! Bolało non stop, a Teo chciał jeść cały czas. Początkowo używałam lanoliny (której nie trzeba zmywać przed karmieniem, bo jest naturalna), niestety nie pomagała. Po tygodniu zaczęłam używać bephantenu, byłam już w domu więc mogłam też wietrzyć piersi całą dobę. Po trzech tygodniach męki udało się!
Zawdzięczam to oczywiście sobie, ale też cudownej gdyńskiej położnej Iwonie Guć, która już w szpitalu pomagała rozkręcać mi laktację. Dodawała otuchy, odpowiadała na wiadomości na facebooku. Potem odwiedziła nas dwa razy w domu i pomogła odpowiednio przystawiać Teosia. Poza tym "rozgrzeszyła mnie" z karmienia mieszanką w szpitalu. Uspokoiła, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a laktację rozkręcę na spokojnie w domu. Tak też się stało, bo w domu Teo dostał tylko raz mleko modyfikowane, pierwszej nocy po powrocie. Choć miałam całą puszkę to więcej po nią nie sięgnęłam! Później przez 7,5 miesiąca dostawał do jedzenia tylko moje mleko, zawsze i wszędzie kiedy chciał. Jestem z siebie bardzo dumna, że się udało i że Teo nadal je z piersi. Choć pochłaniają go nowe smaki i kocha jedzenie i pić wodę, moje mleko jest mu cały czas potrzebne.

Karmienie piersią ma wady i zalety jak wszystko. Nie trzeba wyparzać butelek, nosić ich wszędzie ze sobą. Karmienie piersią jest zdecydowanie tańsze od mleka modyfikowanego. Przy karmieniu piersią nie zastanawiamy się co też moje dziecko właśnie pije, bo wiemy, że nic lepszego nie dostanie. Nasze mleko ma właściwości, których mleko modyfikowane mieć nigdy nie będzie. Mleko matki dostosowuje się do dziecka, w nocy jest tłustsze, w upały bardziej wodniste, podczas choroby ma przeciwciała. Brzmi jak magia, nie? Ponieważ Lili karmiłam mlekiem modyfikowanym widzę też zalety takiego karmienia. Mleko modyfikowane każdy może naszemu dziecku podać, czyli w efekcie dziecko nie jest od nas uzależnione. Ile to razy leciałam do domu, bo musiałam karmić Teo. Przy Lili ten problem nie istniał. W nocy mleko modyfikowane może dać tata dziecka, a my się nawet nie obudzimy. Mleko modyfikowane można podać wszędzie. Bo przecież są sytuacje kiedy nie możemy karmić piersią, jak chociaż siarczysty mróz na spacerze, jazda tramwajem i inne. Oczywiście te problemy rozwiązałoby odciąganie mleka. Niektóre karmiące mamy nie mają z tym żadnego problemu. Ja natomiast odciągania nie lubię, po prostu mnie boli. Czasem się zdarza że odciągnę mleko, ale są to sporadyczne sytuacje. Tak czy inaczej wolę karmić piersią. Nie rozumiem tylko nagonki jednych mam na drugie. Myślę, że każda wybiera dla siebie i swojego dziecka to co najlepsze. Czasem mamy decydują się na mleko modyfikowane z wygody, innym razem nie otrzymały odpowiedniej pomocy przy karmieniu i po prostu się nie udało. Powinnyśmy się nawzajem wspierać, bo jako matki i tak nie mamy lekko.

Jeszcze bardziej nie rozumiem nagonki w mediach na temat karmienia piersią poza domem. Wydawało mi się że nikt nie ma problemu z tym, jak mama karmi w miejscach publicznych. A jednak bardzo się pomyliłam. Przeczytałam trochę komentarzy pod artykułem o kobiecie która chciała nakarmić dziecko w restauracji, a kelner zaproponował jej przeniesienie się na krzesło obok ubikacji. Kobieta odmówiła i razem z rodziną wyszła. Obecnie toczy się sprawa w sądzie, a społeczeństwo komentuje. Ludzie oszaleli! Porównują karmienie piersią do srania, sikania, onanizowania się. Dużo już zostało na ten temat napisane i od siebie napiszę tylko tyle, że wystarczy odwrócić wzrok. My, mamy karmiące nie "wywalamy cyców", karmimy najbardziej dyskretnie jak jest to możliwe. Nie zawsze możemy odsłonić się chustką, bo często nasze dziecko tego nie akceptuje. Nie zawsze mamy możliwość nakarmienia w pokoju dla mamy, bo często takiego miejsca nie ma. Sama prowadziłam restaurację i nie miałabym miejsca na taki pokój. Natomiast karmiące na sali mamy nigdy mi nie przeszkadzały. Na szczęście karmiąc Teo w przeróżnych miejscach nigdy nie spotkałam się z negatywnym komentarzem. Gdyby tak się stało na pewno byłoby mi przykro. Nie wiem czy znalazłabym w sobie siłę na słowną walkę z osobą krytykującą. Tym bardziej podziwiam osoby, które o nasze prawo, odnalezienia się w przestrzeni publicznej karmiąc dziecko, walczą. Jestem  dumna z Was dziewczyny ze wszystkich fundacji i akcji promujących karmienie piersią :)


karmię synka kiedy on tego potrzebuje :) 
od prawej: dziś w gdańskim ZOO
obok z lewej: w domu z Lilką na kolanach 
poniżej z prawej: dwa tygodnie temu w ZOO we Wrocławiu
poniżej z lewej: na tarasowym hamaczku

a jak komuś nie podobają się nasze zdjęcia to mam radę: nie patrz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz